piątek, 7 czerwca 2013

AutoStop Race: ostatnie dni w Kupari i powrót do domu ze zwiedzaniem Wiednia


1 maja 2013
Środę poświęciłyśmy odpoczynkowi w Kupari. W Chorwacji 1 maja również jest świętem narodowym, dlatego musiałyśmy wcześniej niż zwykle wyruszyć do sklepu – był otwarty tylko do 13:00. Wieczorem szykowała się główna impreza Autostop Race podsumowująca wydarzenie, dlatego szykowałyśmy się na konkretne zakupy. ;)
Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, kiedy podeszłyśmy do lodówki i zobaczyłyśmy… Brak towaru. Wielka lodówka i wielkie nic. Podobnie było na zwykłym regale. Autostopowicze wykupili prawie wszystkie piwa, ostały się tylko pojedyncze egzemplarze! :D Udało mi się na szczęście złapać ostatnie 1,5l piwo smakowe z półki, dziewczyny też coś poznajdowały.
Słyszałyśmy o drugim sklepie w okolicy, dlatego postanowiłyśmy go znaleźć. Szłyśmy w górę drogi poza miasto z kilka dobrych minut, aż w końcu dotarłyśmy do małego sklepu. Lodówki były pełne, ale wybór średni – przynajmniej dla mnie, smakoszki piwa smakowego. Kupiłyśmy jeszcze śniadanie i zeszłyśmy na plażę znalezionym po drodze zejściem.
O 18:30 rozpoczęła się impreza. Najpierw organizatorzy rzucili w publiczność pozostałość rzeczy od sponsorów – ludzie walczyli, by złapać pojedyncze prezerwatywy i gumy do żucia, a koło mojej głowy przeleciał pasztet z dziczyzny. Chłopak niedaleko złapał sztuczne włosy. Przeprowadzono kilka konkursów i przedstawiono zwyciężczynie wyścigu – dwie dziewczyny dotarły do celu w 18h, za co otrzymały tygodniowy rejs jachtem na Mazurach.
Po rozdaniu nagród odbył się koncert Goorala. Spotkałam chłopaka, który krzyczał, że pytał wszystkich i nikt nie wie, kim jest artysta na scenie. W sumie też go nie znałam. Mimo tego, swoim energicznym graniem szybko rozkręcił imprezę. ;)

2 maja 2013
            Rano pożegnałyśmy się z Asią i Patrycją. Dziewczyny zbierały się już w drogę powrotną, podobnie jak większość autostopowiczów. My podróż zaplanowałyśmy na następny dzień, dlatego też większość czasu poświęciłyśmy na ładowanie telefonów – nasze baterie nie były pełne od nocy w hotelu.
            W każdej łazience znajdowały się dwa kontakty. Na polu znajdowało się też kilka budek z prądem, nie wszystkie jednak działały. Od kiedy przyjechałyśmy, trudno było znaleźć wolny kontakt, a kiedy już taki znalazłyśmy – żadnej nie chciało się samej długo stać w jednym miejscu. Teraz jednak nie miałyśmy wyboru. Pół dnia spędziłyśmy siedząc przy wejściach pod prysznice i czekając.

            Popołudniu poszłyśmy ostatni raz na plażę. Celowo zboczyłyśmy trochę ze stałej drogi, dzięki czemu znalazłyśmy… Supermarket. W samą porę! Cały tydzień robiłyśmy zakupy w sklepie, gdzie prawie nigdy nie było bułek ani chleba (tylko raz udało nam się kupić podłużne bułki. Miały bardzo słodki posmak), a tutaj proszę – rozbudowany dział z pieczywem. Zaopatrzyłyśmy się na podróż, a potem rozglądałyśmy się za miejscem, gdzie mogłybyśmy zjeść obiad.
            Do tej pory w restauracji byłyśmy tylko raz, w Dubrovniku. Dwa razy żywiłyśmy się daniami błyskawicznymi. Tego dnia zdecydowałyśmy się na Portun Bistro przy głównej drodze w Kupari. Obie zamówiłyśmy pizzę z owocami morza. Była to najlepsza pizza jaką jadłam! Delikatne ciasto, rozpuszczający się ser oraz świeże kalmary, tuńczyk i ośmiornice. ;)

            Tego dnia szybko poszłyśmy spać – w końcu czekała nas kolejna podróż autostopem. Zamierzałyśmy wcześnie wstać, żeby móc wyprzedzić innych podróżnych (i szybciej wydostać się z Kupari).

3 maja 2013
            Wstałyśmy koło 6:00 rano, umyłyśmy się (po raz pierwszy w ciepłej wodzie!) i ruszyłyśmy w trasę. Za camping zapłaciłyśmy już wczoraj – 20 kun (ok. 10 zł) za dobę, za namiot. Jako pierwsza zatrzymała się dziewczyna, która nigdy nie zabrała żadnego autostopowicza, jednak widziała nas w telewizji (wracałam w koszulce ASRu), dlatego postanowiła zadebiutować. ;) Wysadziła nas przed zjazdem do centrum Dubrovnika. Stałyśmy przez jakiś czas na środku rozwidlenia dróg, próbując jak najszybciej coś złapać, byleby uciec z tego niezbyt ciekawego (a właściwie niebezpiecznego) miejsca. W końcu zatrzymał się 23-latek grający zawodowo w odmianę bilardu.

 ostatnie zdjęcie z Dubrovnika - z tarasu widokowego

            Trafiłyśmy na początek Splitu, gdzie zaczęły się nasze problemy. Kilka razy zmieniałyśmy miejsce stania, a i tak samochody mijały nas obojętnie. Straciłyśmy bardzo dużo czasu. Wydostałyśmy się z miasta przy pomocy starszego pana (Malwina zaczepiła go, kiedy próbował włączyć się do ruchu) oraz pewnej pary.
            W końcu znalazłyśmy się w tym samym miejscu, co wtedy, gdy jechałyśmy w drugą stronę – przy bramkach, gdzie rozchodziły się drogi na Zagrzeb i Dubrovnik. Spotkałyśmy inną parę autostopowiczów z ASR, dlatego wspólnie łapaliśmy okazję. Jak na złość, tym razem wszyscy kierowali się w stronę Dubrovnika (wtedy było odwrotnie). ;) Po jakimś czasie udało nam się zatrzymać mężczyznę, który zgodził się zabrać całą czwórkę do Zagrzebia.
            Dominika i jej kolega (niestety, nie pamiętam imienia) mieli zamiar spędzić noc w mieście i pojechać zamówionym busem do Pragi, skąd chcieli dojechać autostopem do Opola. My zaś kierowałyśmy się w stronę Wiednia.
            Rozstaliśmy się na drodze do Mariboru. Była 17:40, kiedy stanęłyśmy na poboczu z tabliczkami. Nic nie chciało się zatrzymać. Jakiś tir zaproponował nam podwiezienie gdzieś przed Maribor, jednak zrezygnowałyśmy – nie chciałyśmy na noc wylądować w polu. Potem nie zatrzymywałyśmy już ciężarówek. Długo później podwózkę zaproponował nam jakiś mężczyzna, który wzbudził pewne wątpliwości u Malwiny, dlatego nie zdecydowałyśmy się na wspólną przejażdżkę. W sumie okazały się one słuszne, bo kierowca zachowywał się naprawdę dziwnie (zjechał na pobocze zanim jeszcze mógł dostrzec kartkę z naszym celem, potem wrócił się na stację benzynową, a na koniec, gdy Malwina spytała go ponownie o to, gdzie jedzie, zwyczajnie odjechał).
            Zaczęłyśmy zastanawiać się nad noclegiem w motelu, który znajdował się tuż obok nas. Cena za pokój wynosiła jednak ponad 500 kun (ok. 250 zł). Podeszłyśmy więc na pobliską stację benzynową, gdzie spotkałyśmy kilka innych par z ASRu. Po chwili siedzenia na chodniku postanowiliśmy rozbić na trawie swoje koczowisko. ;)

4 maja 2013
            Wstałyśmy około godziny 6:00 i po szybkiej toalecie zaczęłyśmy łapać stopa w tym samym miejscu, co wczoraj. O 7:30 obok nas zatrzymało się auto starszego rocznika. Okazało się, że kierujący nim obywatel Bośni i Hercegowiny jedzie prosto do Wiednia! Całą drogę łączył kilka języków, starając się z nami porozmawiać. Nam kazał odpowiadać po polsku. Po drodze kupił nam też Red Bulle, mówiąc, że wyglądamy na potrzebujące energii. ;)
            Po godzinie 11:00 dotarłyśmy do Wiednia. Tam, niedaleko dworca Sudbanhof, rozstałyśmy się – Malwina złapała stopa, po czym na stacji benzynowej przesiadła się w busa do Częstochowy, ja zaś zostałam i do godziny 18:00 czekałam na busa do Wrocławia.

 "brama" prowadząca do Muzeum Historii Wojskowości

            Ograniczyłam się do zwiedzenia najbliższej okolicy. Zaczęłam od spaceru przy Muzeum Historii Wojskowości, a następnie przeszłam Schweizer Garten do Belwederu. Pozwiedzałam jego ogrody oraz sąsiadujące z nim uliczki. Znalazłam polski kościół, a nawet sklepik z polską prasą. ;) Weszłam też do jednego ze sklepów z pamiątkami, gdzie wszystkie poświęcone były "Pocałunkowi" Klimta - parasole, torebki, szale, haczyki na torebki, zapałki... Wszystko.









         Najdalszym punktem mojego spaceru była Hochstrahlbrunnen – fontanna przy pomniku upamiętniającym Armię Czerwoną. Załapałam się tam na jakąś manifestację, niestety, nie znam niemieckiego i nie wiem dokładnie na jaką...





Zwiedzanie zakończyłam we wspomnianym już przeze mnie parku.

 pomnik Fryderyka Chopina

            O 18:00 ruszyłam busem firmy Tatarczuk w kierunku Wrocławia. Obok mnie siadła Kasia, siedemnastolatka spod Kłodzka. Miała ze sobą niesamowite chrupki. W kształcie kangurków z wypukłymi brzuszkami! :)


 
O 24:00 byłam już we Wrocławiu.

1 komentarz:

  1. Świetna wycieczka i bardzo ciekawa relacja.
    Też mi się marzy taki trip, tym bardziej, że dziś opisywałam moje doświadczenia w stopowaniu.

    OdpowiedzUsuń