1 maja 2013
Środę
poświęciłyśmy odpoczynkowi w Kupari. W Chorwacji 1 maja również jest świętem
narodowym, dlatego musiałyśmy wcześniej niż zwykle wyruszyć do sklepu – był
otwarty tylko do 13:00. Wieczorem szykowała się główna impreza Autostop Race podsumowująca wydarzenie, dlatego szykowałyśmy się na konkretne zakupy. ;)
Wyobraźcie
sobie nasze zdziwienie, kiedy podeszłyśmy do lodówki i zobaczyłyśmy… Brak towaru.
Wielka lodówka i wielkie nic. Podobnie było na zwykłym regale. Autostopowicze
wykupili prawie wszystkie piwa, ostały się tylko pojedyncze egzemplarze! :D Udało mi
się na szczęście złapać ostatnie 1,5l piwo smakowe z półki, dziewczyny też coś
poznajdowały.
Słyszałyśmy
o drugim sklepie w okolicy, dlatego postanowiłyśmy go znaleźć. Szłyśmy w górę
drogi poza miasto z kilka dobrych minut, aż w końcu dotarłyśmy do małego
sklepu. Lodówki były pełne, ale wybór średni – przynajmniej dla mnie, smakoszki
piwa smakowego. Kupiłyśmy jeszcze śniadanie i zeszłyśmy na plażę
znalezionym po drodze zejściem.
O 18:30
rozpoczęła się impreza. Najpierw organizatorzy rzucili w
publiczność pozostałość rzeczy od sponsorów – ludzie walczyli, by złapać
pojedyncze prezerwatywy i gumy do żucia, a koło mojej głowy przeleciał pasztet
z dziczyzny. Chłopak niedaleko złapał sztuczne włosy. Przeprowadzono kilka
konkursów i przedstawiono zwyciężczynie wyścigu – dwie dziewczyny dotarły do
celu w 18h, za co otrzymały tygodniowy rejs jachtem na Mazurach.
Po rozdaniu nagród odbył się koncert Goorala. Spotkałam chłopaka, który krzyczał, że pytał wszystkich i nikt nie wie, kim jest artysta na scenie. W sumie też go nie znałam. Mimo tego, swoim energicznym graniem szybko rozkręcił imprezę. ;)
Po rozdaniu nagród odbył się koncert Goorala. Spotkałam chłopaka, który krzyczał, że pytał wszystkich i nikt nie wie, kim jest artysta na scenie. W sumie też go nie znałam. Mimo tego, swoim energicznym graniem szybko rozkręcił imprezę. ;)
2 maja 2013
Rano pożegnałyśmy się z Asią i Patrycją. Dziewczyny
zbierały się już w drogę powrotną, podobnie jak większość autostopowiczów. My
podróż zaplanowałyśmy na następny dzień, dlatego też większość czasu
poświęciłyśmy na ładowanie telefonów – nasze baterie nie były pełne od nocy w hotelu.
W każdej łazience znajdowały się dwa kontakty. Na polu
znajdowało się też kilka budek z prądem, nie wszystkie jednak działały. Od
kiedy przyjechałyśmy, trudno było znaleźć wolny kontakt, a kiedy już taki
znalazłyśmy – żadnej nie chciało się samej długo stać w jednym miejscu. Teraz
jednak nie miałyśmy wyboru. Pół dnia spędziłyśmy siedząc przy wejściach pod
prysznice i czekając.
Popołudniu poszłyśmy ostatni raz na plażę. Celowo
zboczyłyśmy trochę ze stałej drogi, dzięki czemu znalazłyśmy… Supermarket. W
samą porę! Cały tydzień robiłyśmy zakupy w sklepie, gdzie prawie nigdy nie było
bułek ani chleba (tylko raz udało nam się kupić podłużne bułki. Miały bardzo
słodki posmak), a tutaj proszę – rozbudowany dział z pieczywem. Zaopatrzyłyśmy
się na podróż, a potem rozglądałyśmy się za miejscem, gdzie mogłybyśmy zjeść
obiad.
Do tej pory w restauracji byłyśmy tylko raz, w
Dubrovniku. Dwa razy żywiłyśmy się daniami błyskawicznymi. Tego dnia
zdecydowałyśmy się na Portun Bistro przy głównej drodze w Kupari. Obie
zamówiłyśmy pizzę z owocami morza. Była to najlepsza pizza jaką jadłam!
Delikatne ciasto, rozpuszczający się ser oraz świeże kalmary, tuńczyk i
ośmiornice. ;)
Tego dnia szybko poszłyśmy spać – w końcu czekała nas
kolejna podróż autostopem. Zamierzałyśmy wcześnie wstać, żeby móc wyprzedzić
innych podróżnych (i szybciej wydostać się z Kupari).
3 maja 2013
Wstałyśmy koło 6:00 rano, umyłyśmy się (po raz pierwszy w
ciepłej wodzie!) i ruszyłyśmy w trasę. Za camping zapłaciłyśmy już wczoraj – 20
kun (ok. 10 zł) za dobę, za namiot. Jako pierwsza zatrzymała się dziewczyna,
która nigdy nie zabrała żadnego autostopowicza, jednak widziała nas w telewizji
(wracałam w koszulce ASRu), dlatego postanowiła zadebiutować. ;) Wysadziła nas
przed zjazdem do centrum Dubrovnika. Stałyśmy przez jakiś czas na środku rozwidlenia
dróg, próbując jak najszybciej coś złapać, byleby uciec z tego niezbyt
ciekawego (a właściwie niebezpiecznego) miejsca. W końcu zatrzymał się 23-latek
grający zawodowo w odmianę bilardu.
ostatnie zdjęcie z Dubrovnika - z tarasu widokowego
Trafiłyśmy na początek Splitu, gdzie zaczęły się nasze
problemy. Kilka razy zmieniałyśmy miejsce stania, a i tak samochody mijały nas
obojętnie. Straciłyśmy bardzo dużo czasu. Wydostałyśmy się z miasta przy pomocy
starszego pana (Malwina zaczepiła go, kiedy próbował włączyć się do ruchu) oraz
pewnej pary.
W końcu znalazłyśmy się w tym samym miejscu, co wtedy, gdy
jechałyśmy w drugą stronę – przy bramkach, gdzie rozchodziły się drogi na
Zagrzeb i Dubrovnik. Spotkałyśmy inną parę autostopowiczów z ASR, dlatego
wspólnie łapaliśmy okazję. Jak na złość, tym razem wszyscy kierowali się w
stronę Dubrovnika (wtedy było odwrotnie). ;) Po jakimś czasie udało nam się
zatrzymać mężczyznę, który zgodził się zabrać całą czwórkę do Zagrzebia.
Dominika i jej kolega (niestety, nie pamiętam imienia)
mieli zamiar spędzić noc w mieście i pojechać zamówionym busem do Pragi, skąd
chcieli dojechać autostopem do Opola. My zaś kierowałyśmy się w stronę Wiednia.
Rozstaliśmy się na drodze do Mariboru. Była 17:40, kiedy
stanęłyśmy na poboczu z tabliczkami. Nic nie chciało się zatrzymać. Jakiś tir zaproponował
nam podwiezienie gdzieś przed Maribor, jednak zrezygnowałyśmy – nie chciałyśmy
na noc wylądować w polu. Potem nie zatrzymywałyśmy już ciężarówek. Długo
później podwózkę zaproponował nam jakiś mężczyzna, który wzbudził pewne
wątpliwości u Malwiny, dlatego nie zdecydowałyśmy się na wspólną przejażdżkę. W
sumie okazały się one słuszne, bo kierowca zachowywał się naprawdę dziwnie (zjechał
na pobocze zanim jeszcze mógł dostrzec kartkę z naszym celem, potem wrócił się
na stację benzynową, a na koniec, gdy Malwina spytała go ponownie o to, gdzie
jedzie, zwyczajnie odjechał).
Zaczęłyśmy zastanawiać się nad noclegiem w motelu, który
znajdował się tuż obok nas. Cena za pokój wynosiła jednak ponad 500 kun (ok.
250 zł). Podeszłyśmy więc na pobliską stację benzynową, gdzie spotkałyśmy kilka
innych par z ASRu. Po chwili siedzenia na chodniku postanowiliśmy rozbić na
trawie swoje koczowisko. ;)
4 maja 2013
Wstałyśmy około godziny 6:00 i po szybkiej toalecie
zaczęłyśmy łapać stopa w tym samym miejscu, co wczoraj. O 7:30 obok nas
zatrzymało się auto starszego rocznika. Okazało się, że kierujący nim obywatel
Bośni i Hercegowiny jedzie prosto do Wiednia! Całą drogę łączył kilka języków,
starając się z nami porozmawiać. Nam kazał odpowiadać po polsku. Po
drodze kupił nam też Red Bulle, mówiąc, że wyglądamy na potrzebujące energii. ;)
Po godzinie 11:00 dotarłyśmy do Wiednia. Tam, niedaleko
dworca Sudbanhof, rozstałyśmy się – Malwina złapała stopa, po czym na stacji
benzynowej przesiadła się w busa do Częstochowy, ja zaś zostałam i do godziny
18:00 czekałam na busa do Wrocławia.
"brama" prowadząca do Muzeum Historii Wojskowości
Ograniczyłam się do zwiedzenia najbliższej okolicy.
Zaczęłam od spaceru przy Muzeum Historii Wojskowości, a następnie przeszłam Schweizer
Garten do Belwederu. Pozwiedzałam jego ogrody oraz sąsiadujące z nim uliczki.
Znalazłam polski kościół, a nawet sklepik z polską prasą. ;) Weszłam też do jednego ze sklepów z pamiątkami, gdzie wszystkie poświęcone były "Pocałunkowi" Klimta - parasole, torebki, szale, haczyki na torebki, zapałki... Wszystko.
Najdalszym punktem mojego spaceru była Hochstrahlbrunnen – fontanna przy pomniku upamiętniającym Armię Czerwoną. Załapałam się tam na jakąś manifestację, niestety, nie znam niemieckiego i nie wiem dokładnie na jaką...
Zwiedzanie zakończyłam we wspomnianym już przeze mnie parku.
Najdalszym punktem mojego spaceru była Hochstrahlbrunnen – fontanna przy pomniku upamiętniającym Armię Czerwoną. Załapałam się tam na jakąś manifestację, niestety, nie znam niemieckiego i nie wiem dokładnie na jaką...
Zwiedzanie zakończyłam we wspomnianym już przeze mnie parku.
pomnik Fryderyka Chopina
O 18:00 ruszyłam busem firmy Tatarczuk w kierunku
Wrocławia. Obok mnie siadła Kasia, siedemnastolatka spod Kłodzka. Miała ze sobą
niesamowite chrupki. W kształcie kangurków z wypukłymi brzuszkami! :)
O 24:00
byłam już we Wrocławiu.
Świetna wycieczka i bardzo ciekawa relacja.
OdpowiedzUsuńTeż mi się marzy taki trip, tym bardziej, że dziś opisywałam moje doświadczenia w stopowaniu.