piątek, 31 maja 2013

AutoStop Race: dzień 3 i 4 - Kupari i Dubrovnik



29 kwietnia 2013
            Ten dzień spędziłyśmy odpoczywając na plaży w Kupari – miejscowości leżącej kilka kilometrów od Dubrovnika, w której mieścił się nasz camping Auto Camp. Jest to umiejscowione na wzgórzu krótkie miasteczko z dwoma sklepami samoobsługowymi, stacją benzynową, dwiema restauracjami i kilkoma kafejkami. 


            Jednak chyba każdej z nas najbardziej w pamięci utkwił niewykorzystany potencjał tego miejsca w postaci opuszczonych rezydencji i hoteli. Niegdyś był to luksusowy kompleks wypoczynkowy, teraz to tylko pozostałości po jugosłowiańskiej wojnie domowej.







             
           Obiekty te znajdują się tuż przy samej plaży. Chyba dzięki temu w okolicy panuje względny spokój – właściwie byliśmy tam tylko my (uczestnicy ASRu) i miejscowi. Krystaliczna woda, górsko-morski krajobraz, ciepłe powietrze… I pomyśleć, że w tym momencie reszta naszego roku siedziała na wykładzie. ;)   




 Kupari ma dwie plaże. Jedna z nich była bardziej kamienista (na zdjęciu). Bardziej podobało nam się na tej z pomostami (zdjęcia wyżej), dlatego to właśnie na niej spędzałyśmy czas.

30 kwietnia 2013
            We wtorek zdecydowałyśmy się wybrać do Dubrovnika – miasta na koniuszku Chorwacji. Z Kupari kursują tam autobusy, jednak wprawione już w łapaniu stopa, zdecydowałyśmy się właśnie na tą formę podróży. ;) Zebrałyśmy się względnie wcześnie i ruszyłyśmy ku głównej drodze. Spotkałyśmy tam już jedną parę autostopowiczów, dlatego Malwina pomogła im ruszyć w drogę, po czym w czwórkę (od kiedy przyjechałyśmy na miejsce trzymałyśmy się z Patrycją i Asią) rozpoczęłyśmy łapanie stopa. Po krótkim czasie zatrzymałyśmy… Taksówkę! Kierowca zgodził się nas zawieźć na miejsce bez pobierania opłaty, ponieważ nie rozpoczął jeszcze pracy, a dopiero jechał na miejsce postojowe.
            Po chwili znalazłyśmy się przy jednej z bram Starego Miasta. Spacerkiem zwiedziłyśmy okolice. Obijając się o innych turystów, mogłyśmy poczuć, jakbyśmy cofnęły się w czasie. Stare Miasto jest naprawdę pełne uroku. 








Przy przystani zaskoczyła nas ogromna ilość stoisk zajmujących się sprzedażą biletów na rejsy statkiem wycieczkowym. Sprzedawcy przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Można było skorzystać z wielu ofert: rejsu dookoła pobliskiej wyspy, wycieczki na pobliską plażę dostępną tylko od strony morza czy wycieczki studenckiej po kilku okolicznych wyspach. Zdecydowałyśmy się zrezygnować ze spaceru po murach miasta i kupiłyśmy bilety na rejs dookoła wyspy Lokrum za 75 kun (ok. 37,5 zł). Przez około 45 minut płynęłyśmy łodzią podziwiając nieziemskie widoki. 








Zgłodniałyśmy, dlatego zdecydowałyśmy się poszukać restauracji, gdzie mogłybyśmy spróbować lokalnej kuchni za rozsądną cenę. Jadąc w stronę Kupari, Malwina próbowała wypytać wiozących nas chłopaków o specyficzne dla kraju dania – nie byli jednak w stanie powiedzieć na ten temat nic konkretnego. Z przewodnika, którego pożyczyłam na chwilę od innych uczestniczek ASRu na plaży, również nie dało się niczego dowiedzieć. Wyczytałam w nim jedynie, że można tu spróbować ryb i win.
Wyszłyśmy za mury Starego Miasta i uliczkę dalej trafiłyśmy do Konoba Pjatanca. Konoba oznacza gospodę i jest bardzo popularnym miejscem na posiłek w Chorwacji. Usiadłyśmy na tarasie i zamówiłyśmy spaghetti z owocami morza (nie licząc Patrycji, która zamówiła sobie kurczaka z frytkami – mówiła, że dobry). Danie było smaczne, choć jak dla mnie za bardzo przeważały w nim ostrygi – w pewnym momencie wszystko, także makaron, był przesiąknięty tylko ich smakiem. Malwina i Asia nie narzekały.


Następnie po krótkim spacerze na Starym Mieście postanowiłyśmy wrócić na camping – planowałyśmy powrót na organizowanego przez ASR grilla. Nie wiedziałyśmy dokładnie którą uliczką mamy iść, więc szłyśmy po prostu w górę miasta, szukając dobrego miejsca na złapanie okazji. W końcu udało nam się dotrzeć do zatoczki autobusowej. Dobrze trafiłyśmy, bo po krótkiej chwili udało nam się zatrzymać samochód jadący do Kupari. Właściwie było to pierwsze auto, które zjawiło się na drodze po wyciągnięciu przez Malwinę tabliczki. ;)


Po powrocie na camping umyłyśmy się i poszłyśmy na imprezę. Początkowo nie chciało nam się jeść, dlatego usiadłyśmy na trawie i piłyśmy piwo. Szybko tego pożałowałyśmy, bo nagle zrobiła się ogromna kolejka do grilla. Stałyśmy w niej chyba ponad godzinę (może dwie?) – koszmarnie wolno się poruszała. Gdy w końcu dotarłyśmy do stołu, zobaczyłyśmy coś, co sprawiło, że straciłyśmy apetyt – dwóch z organizatorów opuściło tackę z jedzeniem na ziemię, po czym łopatkami zebrało mięso z piasku i wrzuciło je na grilla. Gdy powiedziałyśmy, że chcemy dostać porcję z innej tacki, nie chcieli się przyznać, do tego co zrobili i w zaparte twierdzili, że nam się przewidziało. Na szczęście będące tam organizatorki uwierzyły nam i udało nam się wywalczyć nienaruszone jedzenie… Musiałyśmy się jednak podzielić tackami, bo zabrakło ich dla wszystkich uczestników. A potem była impreza. ;)

4 komentarze:

  1. Dziękuje za odwiedziny u mnie i podsunięcie mi pomysłu :) lecę na strych odkopać stare zdjęcia , tez tam byłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również dziękuję. :) I jak wspomnienia z Dubrovnika? :)

      Usuń
    2. Dubrovnik - rewelacja , najmilej wspominam piknik na dachu :)ale ogólnie Chorwacja jest piękna, polecam Pule :)

      Usuń
  2. O matko świetne te opuszczone hotele. Teraz chce do Chorwacji.. :(

    OdpowiedzUsuń